przez EdytaM » 13 lut 2012, o 14:18
PAMIĘTNIKI
ROK PAŃSKI 1680
Zacząłem i ten rok - daj Boże szczęście! - w Olszówce. Zaraz na początku tego roku doczekaliśmy nowych rzeczy, bo zima, która już była gruntownie stanęła, zginęła i stało się tak ciepło, tak pogodno, że bydła poszły w pole; puściły się kwiatki i trawę ziemia wydawała, orano i siano. Jam przecię-ć długo deliberował się z siewem; ale widząc, że ludzie już wpół pozasiewali jarzyny, jam też dopiero począł siać. Kiedym jeździł w zapusty z ludźmi po komendach, po weselach, to takie były gorąca, że trudno było zażyć sukni futrzanej, tylko letniej, jako in Augusto [w sierpniu]. Już tedy zimy nie było nic, tylko deszczyki przechodziły. Owe tedy zboża in Januario [w styczniu] siane, wyrosły tak przed Wielkanocą, że aż na nich bydła pasano, i tak tej zimy mało co bydło słomy zażyło, mając bardzo dobre pożywienie w polu.
Przysłał do mnie król JMość pana Straszewskiego, sługę swego, z listami prosząc solenniter [usilnie] o darowanie wydry, którą chowaną miałem, tak rozkoszną, że wolałbym był partem [część] substancyjej mojej dać niżeli onę, com ją tak kochał. A najpierwej dowiedział się tam od kogoś o tej wydrze, że jest cum his et his qualitatibus [z takimi a takimi przymiotami] wydra u jednego szlachcica w województwie krakowskim, ale nie wiedziano, jako mię zowią, i nie wiedziano, do kogo owe prośby ordynować. Najpierwej tedy pan koniuszy koronny pisał do pana Bełchackiego, co potym został wicesregentem krakowskiem, żeby się dowiedział, u kogo się taka znajduje wydra i jako zowią. Więc że to była wydra sławna na całe województwo krakowskie, a potym i na całą Polskę, dowiedział się pan Bełchacki i dał wiadomość, że u mnie jest. Dopieroż tedy król ucieszył się nadzieją mówiąc, że "mnie pan Pasek dawno znajomy; wiem, że mi jej nie odmówi" - i przysyła pana Straszewskiego z listem. Pisze oraz pan koniuszy koronny, pisze pan Piekarski Adryjan, krewny mój, dworzanin królewski, prosząc, żebym tego podarunku królowi nie odmawiał, gdyż się to nagrodzi wszelką łaską i respektem króla JMości. Przeczytawszy listy, zacudowałem się: kto to tam o tym zwiastował, i pytam: Dla Boga! cóż to królowi JMości po tym? - Powiedział poseł, że bardzo król JMość żąda i prosi. Ja dopiero, że nie masz tej rzeczy u mnie, co by miała być odmowna królowi JMości. Ale mi było tak miło, jakoby mię ostrym grzebłem po gołej skórze drapał. Posłałem tedy do browarnego arendarza, Żyda, żeby rękawa wydrzanego przysłał mi, który jak przyniesiono, kładę mu na stół i mówię: "A toż Waść masz prędką ekspedycyją". Ow patrzy: "A, żywa to tu ma być, pieszczona, o którą król JMość uprasza". Ja tedy, pożartowawszy, jużem ją musiał prezentować, a że jej nie było w domu i tam się gdzieś włóczyła po stawach, napiwszy się wódki wyszliśmy na łąki. Począłem ją wołać jej przezwiskiem, bo się Robakiem nazywała; wyszła mokra z trzciny, poczęła się koło mnie łasić, a potym i poszła za nami do izby. Zdumiał się Straszewski i mówi: "A dla Boga! jakże to król tego nie ma kochać, kiedy to tak łaskawe!" - Odpowiem ja: "To Waść same tylko łaskawość widzisz i chwalisz; ale dopiero bardziej chwalić będziesz, kiedy obaczysz cnoty". Poszliśmy nad staw; stanąwszy na grobli i mówię: "Robak! trzeba mi ryb dla gości, hul w wodę!" Wydra poszła, wyniosła najpierwej płocicę; drugi raz kazałem: wyniosła szczupaka małego; trzeci raz wyniosła półmiskowego szczupaka, trochę tylko na karku obraziwszy. Straszewski się za głowę porwał: "Dla Boga! co to ja widzę!" - Mówię tedy: "Każesz Waść więcej nosić? Bo ona poto będzie nosiła, poko mi nie będzie zadosyć; i trzeba ryb cebra, nanosi ona, bo ją sieć nic nie kosztuje". - Straszewski rzecze: "Już wierzę, kiej widzę; gdyby mi kto powiedał, nie wierzyłbym". Chwycił się bardzo Straszewski tego et consensit [i przystał na to] widząc, że to z mniejszym jego nierówno będzie kłopotem, nihilominus [niemniej] żeby królowi umiał opowiedzieć jej qualitates [przymioty]. Poko nie odjechał, pokazałem mu wszystkie jej umiejętności, które były takie:
Najpierwej, ze mną sypiała w pościeli, a była tak ochędożna, że nie tylko w pościeli źle nie uczyniła, ale pod łóżkiem nic, ale poszła do jednego miejsca, gdzie jej stawiano skorupkę; to tam dopiero odprawiła swój wczas. Druga, stróż taki w nocy, Panie zachowaj, do łóżka przystąpić; chłopcu ledwie pozwoliła z butów zzuć, a potym już nie ukazuj się, bo narobiła wrzasku takiego, że się musiał obudzić, choćby najtężej spał. A kiedym był pijany, to ona po piersiach deptała wrzeszcząc tak długo, że obudziła, gdy się kto koło łóżka przechodził. A w dzień spała tak, rozwaliwszy się gdziekolwiek, że choć ją na ręce wziął, to oczów nie rozdziewiła; tak bestyja konfidowała człowiekowi! Surowej ryby, surowego mięsa nie chciała jeść; nawet kiedy w piątek albo w post uwarzono jej kurczę lub gołębie, a nie włożono pietruszki i nie dano tak, jako należy, to nie chciała jeść. Rozumiała też tak jak owo i pies: "Nie daj ruszać!" Kiedy mię kto poszarpnął za suknią a rzekłem: "Rusza" - to skoczyła z krzykiem przeraźliwym, szarpała za suknią, za nogi, równo ze psem, którego też jednego tylko kochała - zwał się Kapreol, niemiecki, kosmaty - i u niego się wszystkiego nauczyła i inszych sztuk. Z tym psem tylko swoję miała komitywę, że to był izbedny i w drodze bywał z nią wespół. Inszych psów nie lubiła i jak do izby przyszedł, zaraz go wycięła, choćby był najroślejszy chart.